Z samego początku podziękowania dla Zbyszka (ZbLab) za podsunięcie pomysłu na weekend 🙂

Podziękowania również dla Chanego ( penetrator ) za zdjęcia. Widać, które jego nie 😉 ?

Wschód. Jest tam fajnie.
Tak spokojnie, swojsko ma się wrażenie.
Sielankowe wrażenie, a żyć tam łatwo pewnie nie jest.
Ale nie mówię tego konkretnie o Białorusi, ale na wschodzie Polski czy terenach przygranicznych Litwy, Ukrainy.

Ale od początku.
Czasu jeszcze do zimy trochę jest więc można korzystać z sezonu 🙂
Upalnie nie jest, ale przymrozków też nie  można spać w przyczepie.

21  IX ~503km
Wraz z Idzi ruszyliśmy w odwiedziny do Andrzeja w Bojanie.
No nie powiem, ma tych klamotów nie mało jeśli chodzi o polskie samochody :))
Koło 12 ruszamy w Kierunku Sokółki, parę km od przejścia w Kuźnicy
Droga super, słoneczko, ciepło, chill, muzyka, doborowe towarzystwo, ciasteczka czekoladowe 🙂 warunki idealne 😀
Niestety za Pasłękiem pojawiły się chmury i niedaleko dalej juz zaczęło popadywać.
Odpuściło dopiero wieczorem, ale wilgotność powietrza była bardzo wysoka.
Z Chanym spotkalismy się w 0,5 do 20 zaraz za Białymstokiem.
Krótkie gadu gadu, zdjęcie w między czasie Chany palił frana.
Lecimy dalej 🙂
Parking przy biedrze w Sokółce.
Chany prawie wpada autem w wielką wyrwę na parkingu, nie wiem jak jej nie mógł zauważyć 😀 zajmowała pare dobrych metrów kw  😀
Szybkie zakupy i dawaj na stacje spać.
Tankujemy się, Chany pyta czy byłby problem spać przy stacji.
Problem jest,, także lecimy gdzie indziej.
Ide płacić za gaz w między czasie, a Chany beka, że mam kapcia.
Zawijam spod dystrybutora, ściągam koło, a to nie opona.
Dupnął przewód przy wlocie gazu.
Szybki telefon w celach konsultacyjnych do Bolka i Anala.
Guma do żucia pomogła, a to, że nie ma zaworu przy butli nie znaczy, że go nie ma. Jest, kulkowy, którego nie widać 😉
Lecimy dalej.
Parking przy markecie spoko opcja.
Piwko, gady gadu i tak powstał plan na przyszły rok.
Kebab wydaje się spoko 🙂


 

22 IX  ~83km

Szybki ogar i śmigamy na granicę.
Trochę obaw było, ale to Ukraina tak nauczyła 🙂
Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie.
Celnicy na obu granicach ogólnie radocha, Chany jako pierwszy przez polską celniczkę został okrzyknięty jako ‘prawdziwy turysta’ 🙂
Dalej to ogólnie też beka. Strona białoruska również z bananem na gębie, a inna pani celniczka zajebiście pomocna przy wypisywaniu papierów i bez problemu można było się z nią porozumieć.
Ciekawostką było sprawdzanie numerów aut i przyczep.
Do Grodna było naprawdę blisko.
Gdy zaparkowaliśmy nieopodal starego zamku zaczęło padać coraz bardziej.
Chwilę odczekaliśmy w przyczepie i ruszyliśmy na stare.
Znaleźliśmy mnarysowaną mapę na ścianie i tak podązaliśmy róznymi ulicami mijając Lenina czy dom Orzeszkowej.
Odwiedziliśmy targ przy torach… kiedyś tak u nas było 🙂
Problemem okazała się knajpka, w której można by było w końcu zjeść jakieś normalne śniadanie.
Wyszliśmy, zrobiliśmy zakupy, mała przechadzka w okolicach zamków, kawa, herbata i ruszamy na wieś.
Padło na śluzy w Niemnowie.
Szukalismy fajnego miejsca, ale niestety pozajmowane przez rybaków, a na parkingu nie chcieliśmy ze względu na nocne polaków rozmowy 🙂
Znaleźliśmy drogowskaz na pole namiotowe, co od razu skojarzyło nam się z prysznicem 🙂
Przywitał nas wysoki człowiek w zółtej czapeczce z daszkiem 🙂
Po polsku niemalże rozmawiał i powiedział, że bez sensu płacić za wjazd skoro można spać niedaleko za darmo, a wykąpać się możemy w każdej chwili 🙂
Stanęliśmy w lesie nieopodal.
Chwila ogaru i idziemy pod prychole 🙂
Szybko niestety wyszliśmy bo jak się okazało nie ma ciepłej wody :DD
Przyczyna prozaiczna – niewłączone grzanie wody, bo zapomniał 😀
Wieczór to czas na wspomniane wcześniej rozmowy i próba lokalnych napojów 🙂
Kolacja, która trochę rurę przepaliła i tak jakoś oczy się same zamknęły w przyczepie 🙂

 

23 IX ~178km

Wyspani, budzimy się po 8 🙂
Śniadanko, ogar, zdjęcia, zabieramy przyjaciela gąsienice i lecimy się myć 🙂
Tym razem ciepła woda była 🙂 zostawiamy 10 rubli i sok pomidorowy z Pińczowa.
Kierunek Druskienniki.
Stacja w Grodnie. Tam też trzeba płacić przed zatankowaniem.
Pani Anna w kasie również gaworzy po polsku.
Kawałek dalej znów zakupy i granica.
Białoruska część ponownie bez problemu i na lajcie.
W międzyczasie kontroli zestawu znalazłem super ważkę 🙂 już się suszy.
Na Litwie ogólnie też beka była, ale nie do końca… trochę złośliwości i szydery wyczuwałem… może jestem przewrażliwiony?
Druskienniki już blisko.
Był to jeden z punków, które Chany zaplanował w ubiegłym roku.
Jako naczelny penetrator wyczaił tam opuszczone sanatorium 🙂
Robi robote 🙂
Zwiedzając strasznie zgłodnieliśmy i znów przechadzka po mieścinie w między czasie szukając szamy 🙂
Udało się za drugim podejściem.
Potem zakupy i czas dalej w drogę.
Kierunek nieznany, ale suma sum kierunek dom.
Po drodze padł mi czujnik stopu… tak wymieniałem go na Węgrzech chwilę wcześniej ;/
Dojechaliśmy tak do Polski mijając Frącki, gdzie spaliśmy rok temu przed wypadem na bałtyckie kraje, przez Ateny 🙂
Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej.
Szamka, piwko, gadanina do nocnych godzin i aśku.
Rano hamulce ogarniemy 🙂

 

 

24 IX  ~393km

No i niestety ostatni dzień nadszedł.
Ponownie wyspani szybko wzięliśmy się za hamulce.
Niestety nikt z nas nie miał czujnika więc poszło na patencie.
Światła hamulca poszły pod długie światła :))
Po zajebistym śniadanku niestety przyszedł czas rozjazdu 🙁
Każdy ruszył w swoją.
Pogoda piękna, człowiekowi się nie spieszy 🙂
Lecimy górą, łapiąc ruski zasięg w komórce i szamając obiad w Braniewie.
Dzień zakończyliśmy kruzingiem.

 

Ogólnie kilometraż wielki nie był, ale wycieczka jak najbardziej udana.
Na bank wrócę na Białoruś jak  powiększą bezwizowy obszar 🙂