Ten wyjazd wspominam zajebiście. Mimo usterki prawie dojechałem do domu 🙂
Quake2 – taka fajna gierka fpp. Ludzie zajebiści, scena zajebista i zloty zajebiste 🙂 Rok wcześniej byliśmy, więc tym razen też postanowiłem pojechać. Zebrałem ludzi z Gdańska, do którego jechałem ponad 2h bo mi nie powiedzili, że jest remont jakiegoś tam mostu. Z obsówą wsiedliśmy w Traba, Siwy i Ibo z tyłu, Neo obok mnie. Trabi padł na glebę, aż sam się zdziwiłem. Siwy i Neo pewnie ponad 200kg razem 🙂 I tak ruszyliśmy w stronę Poznania.
Jakie było ich zdziwnie, że tabi ciśnie w takiej ilości i wadze więcej niż 80 😛 Już sobie zakłady robili :] Do Poznania dojechaliśmy późnym wieczorem. Trochę się pogubiliśmy, ale wkońcui udało się i ustawiliśmy się z Ripperem i Hannanem. Następnie pojechaliśmy na miejsce zakwaterowania pierwszej nocy czyli Junikowo. Ross przywitał nas jak należy z dobrym lolem :] I tak zaczął się i praktycznie skończył wieczór bo trza było iść w kime by nad ranem uderzyć do Gaju.
Wstaliśmy kolo 6 jak nie 5 rano. Zebraliśmy się szybko, po drodze sniadanie pod sklepem i zakupy alko na zlot. Jadąc dalej Sońka coś marudzić zaczęła. Ciepła się robiła w cholere, że trzeba było z ogrzewaniem włączonym jeździć…
Dojechaliśmy na miejsce a tam cisza i spokój. Rozebrałem eSke ( otworzyłem maske i sciągnąłem grill ) i chłodziła się i szukałem ubywającego płynu. I tak oto zaczął się zlot pod herbem lolów i zmrożonych flaszek wódy. Niestety zlot zakończył się dzień wcześniej ponieważ wyjebali nas z harcówki za obsikanie zlotu sołtysa wsi [; ( taka tradycja była, ale tym razem pojechało nas dziesiąt osób i sołtys był na podwórku a nie w domu;) ).
Najebani z rana jeszcze jak szpak ewakuowaliśmy się rozpierdalając keczupy i musztardy na ścianach w kuchni ;P i dalej trzeźwiejąc pod biedronką w pobliskiej wsi.
Kilka godzin później ruszylośmy znów na Junikowo gdzie zabalowaliśmy ostatni wieczór. Tyle lolów poszło, że nie sposób zliczyć. Osób naście i każdy miał dość! Slołmołszyn Hani, agresor Iba a reszta beeeeeka 😀 Mózgi tak wypełnione, że już więcej nie przyswajały i zostało na rano.
Wciąż grzejącą się Sońką ruszyliśm po południu do domu. Na trasie Ibo rozjebał okno i wieczorem pizgało zimno strasznie. Odstawiłem ich i ruszyłem do domu.
Jadąc 15km przed domem skończyło się paliwo… gaz i benzyna…
Ojciec o dziwo sie napił alko, matka nie jeździ więc dupe uratował mi w nocy wójek :]

Po powrocie do domu i po oględzinach Michała i Buzi wystawili diagnozę…
Jebnięta uszczelka pod głowicą. Sciąneliśmy ją i w 2 cylindrach siedziała woda i nawet grzyby sie pojawiły ;).
Z tak rozjebaną uszczelką zrobiłem blisko 700km….

Kochać to auto….