a Ty kim chcesz być jak dorośniesz?

Celu nie ma, jest droga, a daleko nie ma. 
Czasem ciężej o pretekst, ale bawić się dalej trzeba… zabawkami jak i wyobraźnią.

J

Przydasie i inne takie

asd

lato pachnie mixolem

noś to źą!

a gdyby tak jeb:)ąć wsio…

utworzone przez | sie 21, 2020 | Muszelka, Żaba | 0 komentarzy

i pojechać w Bieszczady.
Żaba w końcu doczekała się zlotu 🙂

długi weekend sierpniowy – czwartek uw, piątek za sobote
Kolejna edycja zlotu w tym zielonym terenie.
Rok temu mieliśmy również się tam ruszyć, ale dziura w skrzyni – /przypominajka/
Pierwszy zlot był milion lat temu, jechało się Korozją przez Lwów w ekipie w sumie 4 trabantów… kiedyś to było. teraz to nie ma.
No ale wracając…

Środa, po pracy 12 VIII 2020 ~380km
Na początku rzecz niesłychana, na zlot jadą dwie ekipy… razem(sic!)
Nie udało się namówić nikogo więcej więc ruszyliśmy z Alanami po 19.
Spokojnie, 91 w kierunku Torunia.
Szybkie zakupy na drogę w Gniewie w biedrze…
Podróż zajęła nam niesamowitą ilość godzin, w sumie nie wiem dlaczego.
Za Toruniem spotykamy sie z Tytusem, który informuje nas pod czas tankowania w stolicy piernika, że stoi na pierwszym MOPie na A1 bo mu hamulce stanęły.
EOU 4live!
Po chwili dojeżdżamy na miejsce i bierzemy się do roboty.
Hamulce trochę odpuściły tzn koła nie parzą 😉
Organoleptycznie doszliśmy do wniosku, że to wina przedniego koła od strony pasażera.
Rozbieramy, psujemy szczękę i odpowietrzamy cały układ.
Składamy do kupy, myjemy się i lecimy dalej i ucieczka z autostrady w razie powtórki.
W Lubieniu Kujawskim, gdzie kiedyś często się stawało, tankujemy i wietrzymy Tytusa auto… wypala się tłumik z farby, który ktoś wcześniej pomalował 😉
Póki co większych problemów nie ma… lecimy dalej.
Dawno się starą 1 nie jechało… więzienie jest na sprzedaż jak coś na tasie 😉
Uć kurwa…
Coś się znów dzieje z Brykiem… stajemy, ale po chwili decyzja… byle wyjechać z centrum.
I tak udało się nam dojechać na sam koniec miasta meneli.
Decyzja… godzinka kimy i wracamy do gry…

Czawartek rano… ósma. ~412km
Z godzinki zrobiły się dwie.
Wymiana filtru paliwa, burger na Orlenie i lecimy dalej.
Kilka km dalej czekają na nas Zające w swoim Rock&Royu.
Po tej zajebistej chwili…. gdzie zebrało się tyle gratów…. Tytus zjeżdża na stację.
Samotny nawigator.
Wymiana świecy, odkrycie tulejki w głowicy, masowanie ( : D ), czary mary… ruszamy….
Tzn Tytus ruszył, my pomagamy maluchowi odpalić na stacji.
Chłopak jechał właśnie go sprzedać, bo ktoś z niego elektryka będzie robił 🙂
Po chwili ruszyliśmy dalej.
Dzielnie przedzieramy się przez kolejne kilometry i nagle…
Dzwoni Tytus.
Oznajmił, że stoi na pierwszej stacji po lewej stronie i to pierdoli.
Po paru dobrych km dołączamy to Titunia:)))
Zrezygnowany, wkurwiony mówi, że zostaje, kimnie się tu do jutra i będzie ratownictwo drogowe i o.
No to dał się namówić by zostawić w Zelowie auto i dalej się coś wymyśli.
Alan podsumował, że zrobił tak jakby
’wziął nową dziewczynę, odbył z nią stosunki, a potem dopiero zapytał jak ma na imię czy jak się czuje’
Równie pięknie MaxXx to napisał… w skrócie Cały Tytus 🙂
jakoś tak 😉
To lecimy na EBE.
Upał, korki… stajemy nagle na poboczu, Titi przepuszcza fury, bo mówi, że zrobił korek, a on wszędzie jest ciągle bo robią A1 😉
Szybka rozkmina, stoimy obok firmy… plac duży, zestaw Tytusa ładny… uda się.
Poszli zapytać i udało się 🙂
Warunek jeden… nie zachlapać kostki.
przepakowujemy się i lecimy dalej.
bez przygód… w Połańcu mamy spiknąć się z Korkiem.
Udało się to kilkanaście km dalej 😀
Niestety nie poszliśmy na rekord 5 ekip, ale dalej dzielnie w 4 fury lecimy do Czarnej Góry.
Szybkie zakupy w Sanoku i dzida… czas leci, a nie chcemy jechać 24h 🙂
Piękne bieszczadzkie drogi, jechaliśmy moment trasą, którą śmigaliśmy na Zawóz.
Po drodze jeszcze przypomniało się nam, że gotówka by się przydała i stajemy na pierwszej lepszej stacji…
Udaje się wypłacić hajs po zakupie czegokolwiek… ruszamy i…. telefon.
Aga oznajmia, że właśnie nas minęli jak staliśmy na stacji 🙂
Po chwili doganiamy ekipe… i jedzie Kępniak szarakiem z czepką!
Kozak :), a przed nim Jamjaka z Q 🙂
Dojeżdżamy na zlot 6 ekipami… lubię takie konwoje 🙂
23 godziny 47 minut… udało się
Odpalamy małego, belgijskiego browarka, który przywiózł X z wycieczki.
Ustawiamy się, witamy… no ale najważniejsze. Trzeba się rozbić 🙂
Chwile hasamy po polu z nadzieją na rozstawienie się pod lasem… duzo cienia z rana, ale niestety. Ukształtowanie terenu ssie.
Stajemy tam gdzie wcześniej i zaczynamy zlot 🙂
Hasanie po polu w trybie zombie… niestety szybko człek poszedł spać, peselu już nie oszukam… kiedyś potrafiło się więcej km przejechać…

Wstajemy na śniadanie.
Dzisiaj na jakiś szlak o 11.
W międzyczasie słyszę, że Voodoo ciśnie na trójstyk… zapaliła się lampka i przypomniał ostatni, a zarazem pierwszy trójstyk /przypominajka/
Tak wiec po krótkiej rozmowie razem z Voodoo i jego ziomkami ruszyliśmy z Alanem i Tytusem na trójstyk!
Po chwili Żuku nas goni, bo myślałem, że pogubiliśmy się, a my dzielnie za Voodoo jechali, a on biedny nie Trabantem 🙁
Wielki parking, wjazd płatny, siku i ruszamy.
Wchodzimy w las i czas na 400m przewyższenia.
Ludzi od zajebania, z dziećmi, ja w klapkach… zajebiście.
Nie to, że w klapersach się źle szło, całkiem spoko 😉 buty na zejście miałem w plecaku 🙂
W połowie odpada od nas pierwsza osoba.
Wdrapujemy się z Alanem dość żwawo po chwili czilując czekając na reszte i tak aż do pierwszego szczytu, Mała Rawka 🙂
Szama, picie, fotki… ruszamy dalej, a za nami deszcz.
Oczywiście wszyscy bez kurtek, kitramy się pod krzakami.
Chwila namysłu… idziemy dalej.
Rozpadało się bardziej, całe szczęście dochodzimy do drzew gdzie przeczekujemy najgorsze…
Spiliśmy piwko, padać przestało i dalej!
Po chwili dochodzimy do Wielkiej Rawki.
Fotki i ciśniemy dalej, 40m niżej… ale pierw z górki, a potem pod 😉
Tytus mówi byśmy szli dalej… odpuszcza?
Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu.
Szama, fotki, relaks. Parę ludzi jeszcze doszło no i burza… taka z piorunami 😉
Czas spadać… odchodzimy trzy słupki graniczne od trójstyku i co?
Burza idzie bo Tytus się zbliża!
Dawaj na zad i idziemy z Tititkiem 😉
W między czasie trochę Słowaków doszło, Tytus spotkał ukraiński patrol jak do nas szedł…
Wracamy… mija nas polski patrol 🙂
Alan z ziomkiem Voodoo wyskoczyli w przód my na lajcie kroczyliśmy z Tytusem, który stał się traperem z kijkami, czasem wyjść ciut do przodu i poczekawszy.
W schronisku czekała na nas reszta ekipy, która już po browarkach i szamie…
Czas leciał więc szybkie piwko zdobycia i do domu tzn na zlot 😀
Dawno człek się tak nie zmęczył, że miał koźle nogi 😉
Na placu szama i zabawa.
Myślałem, że padnę szybko z Alanem, ale jakoś tak się dobrze wszyscy bawili, że udało się wysiedzieć do rana.
Ognisko, Bieszczadzkie, Starlinki, Bulgulator, a wcześniej 'bieszczadzkie wesele’.
Fajnie widzieć te wszystkie japy, z niektórymi chciało by się więcej spędzić, a tak jakoś wszystko się rozpłynęło….

Organizm nie wybacza już takj łatwo.
Cały dzień zombie mode on, u nas przy lokalach stypa więc impreza się przeniosła do RZEkipy czyli za Ciufcie 🙂
I tak człek przezombił do wieczora i padł jak kawka.
Spacer, wata cukrowa, a bananów nie zrobił człowiek 🙁
Dni super… noce strasznie zimne i wilgotne… truma się sprawdza fhui 🙂

Rano szybki prychol, sprzątanie i o 9 wyjazd.
Wcześniej wyjechał Zając bo chciał uderzyć nad Solinę.
Alan zdobywa nagrodę za najdalszą podróż.
Lecimy mijając kilka Simsonów, w tym jedną Schwalbe 🙂
Zając dogania nas w połowie trasy do Kafara.
I tak trwa podróż smutna w kierunku domu.
Na objeździe 74 przed nami Burek sedan z dwoma składakami na haku, ale chyba nas nie widział 🙁
I tak Piotrków… rozstanie z Zającami, a chwilę po tym z Tytusem, na którego już Ratownictwo Drogowe czekało 🙂
Nie muszę chyba mówić, że pomimo zabezpieczenia kostki pod wysprzęglikiem, który ciekł obok wielka plama z gaźnika i skądś tam jeszcze 😀
Komu w drogę temu wartburgi…
Pierwszy Orlen i burgery…
I dalej prosto… byle przed 24 😉
Na jednym Orlenie przed Grudziądzem zagadują do nas chłopaki, jeden ma Simsona i też kruzing sobie po okolicy zrobili… do Borów Tucholskich, bo dzień ładny… pozddro Wam!
I tak w okolicy 23:35 dotarliśmy do domu.

Suma sum
Trasa męcząca na raz. To jak z wódką… no ciężki już temat.
Ekipa od Usterek wiecznie żywa.
Żałuję, że tak zzombiłem w sobotę i nie pohasałem po ludziach…. moja wina bardzo wielka.
Aż człek nabrał chęci na Kraków…
Piękna jest ta nasza Polska…. chętnie jakąś górkę bym jeszcze tam zdobył…. tak jak kolejne trójstyki 😉
Trochę się zresetowałem tym wyjazdem… a system wciąż nie może wstać.

Dorzucić jakieś fotki ?

 

pozddro