fragment wycięty z wpisu wakajkowego…
15 sierpnia, czwartek ~72km+197km
Smutne śniadanko i koniec wspólnych wakajków…. każdy w swoją stronę…
My Adamów zawozimy na PKP, Korki do Kingi, a my na zlot Trabantem w Bieszczady.
Miało być chłodniej, a tu wciąż lampa…
Bar z fuczkami – lokal do wynajęcia… smutek.
Rozstawiamy się, idziemy się prać i czekamy na ludzi…
Dobrze zobaczyć te wszystkie ryje…
Coraz rzadziej niestety…
Czy będzie to ostatni zlot drugiego sezonu zlotów w Bieszczadach?
Zobaczymy…
Yulas… dojebałeś te pstryczki 😀
Podróże niebieskim trabantem 😉
16 sierpnia, piątek ~94km
kawka, śniadanko, pranko
O 10:30 wyjazd na górkę… idziemy zdobywać Duże Jasło.
Nie zgadniecie… miało być chłodniej…. nie było.
Po półtorej godzinie byliśmy na górze 🙂
Dużo ludzi odpadło, dość ślisko i momentami stromo… ale to typowe dla rodzinnych tras Żuka 🙂
Andrzej, dzięki za precle, dodały energii 🙂
Po niespełna godzinie jesteśmy na dole i uderzamy do knajpy, która nas przyjęła, Karczma Brzeźniak
Olbrzymów dla mnie nie było więc poszedł burger z barana 😉
Najedzeni idziemy zobaczyć nad ognisko, które Arek z Żukiem ogarnęli na zapleczu knajpy, pitu pitu i wracamy.
Wieczorem posiłek weselny przygotowany przez Hufiec(?)… oprawa w tym roku była zajebista… papu niezmiennie zajebiste, bardzo nam się podobało i smakowało…
a napitek?… mmm smakowy.
Na koniec dalej wspólne przesiadywanie, dwusuwowe rozmowy i tak człek poszedł spać, że zapomniał o ognisku :C
17 sierpnia, sobota ~385km
Na spokojnie się zbieramy… kawka, śniadanko, myju myju, pożegnania, od których staram się zawsze uciec.
Czas nie leci… zapierdala.
Beboki zlotowe to już byki niewiele młodsze gdy J.J. zaczynał jeździć Trabantem i spokozy ( pozddro Chany! ), które jeżdżą już chłopakami.
A z ludzmi widujesz się coraz rzadziej… czasem uda się znaleźć pretekst by się spotkać, czasem trudniej.
Inaczej to wsio już wygląda, a jednak wciąż jest ta nić.
Fajnie posiedzieć posłuchać mądrych ludzi wciąż wkręconych jak i tych co pierdolą od rzeczy, a na drugi dzień głowa boli 😉
Muszę zakorzenić pewne zwyczaje zlotowe…. zdjęciowe jak i socalne.
Wracamy bez spiny, lokalnymi na maksa drogami… w gorę mapy, miało być chłodniej 😉
Zgarniamy siatę pomidorów za 2zł od lokalnej gospodyni… 2zł… siata pomidorów!
Dolatujemy do Pionków… miejscówka dramat… lecimy dalej… i tak dotarliśmy do Bud Michałowskich nad rzeczkę
Miła miejscówka odnaleziona po chwili…
Spanko.